Aneta Stańdo z OSP Inowłódz o pasji do Straży silniejszej od stereotypów

Swoją miłość do straży odziedziczyłam w genach. Mój dziadek był aktywnym strażakiem i od najmłodszych lat zabierał mnie na różne strażackie uroczystości. Do dziś wzruszam się, przypominając sobie dźwięk syreny strażackiej na jego pogrzebie.
Z czasem jednak zabawa lalkami wyparła myśl o czerwonych samochodach. Jednak ta pasja we mnie kiełkowała i czekała na punkt zwrotny w moim życiu. I tak się stało, kiedy byłam już nastolatką. Wraz z moją najlepsza przyjaciółka byłyśmy świadkami pożaru Jako ciekawe wszystkiego dziewczynki zapragnęłyśmy przejechać się naszym wozem. Panowie strażacy nie zdawali sobie sprawy, że my już nie będziemy chciały z niego wysiąść. Tak powstał pomysł, aby stworzyć żeńska drużyna pożarniczą.
Udało nam się namówić kilka koleżanek i w ten sposób zaczęliśmy rywalizować z chłopakami w zawodach sportowo-pożarniczych. Nie było wtedy innej drużyny dziewczęcej. Dopiero z czasem pojawiła się dla nas konkurencja w naszym rejonie. Nieskromnie muszę się przyznać, że byłyśmy naprawdę dobre. Osiągałyśmy w bojówce lepsze czasy niż chłopaki. W 2001 roku wygrałyśmy nawet zawody powiatowe. Niestety jak to w życiu bywa zaczęłyśmy dorastać. Część z nas wyjechała na studia do innych miast, inne dziewczyny założyły rodziny. Wtedy i ja musiałam rozstać się ze swoją ukochaną strażą. Przez jakiś czas nie mieszkałam w Inowłodzu, zostałam w tym czasie mamą. Ale na dźwięk syreny pojawiały się łzy, nogi uginały się w kolanach i pojawiała się gęsią skórka. W zawodach strażackich uczestniczyłam jedynie jako obserwator, choć jakbym mogła to biegłabym razem z chłopakami i wtedy… nastąpił przełom.
Otóż prezes naszej jednostki Pan Józef Goska zauważył podczas zawodów jak się moje serduszko wyrywa i kategorycznie stwierdził, że muszę do nich wrócić. To była szybka decyzja. Od razu został zamówiony dla mnie nowy mundur oraz strój specjalny i zostałam skierowana na kurs podstawowy strażaków ochotników, który odbył się w Komendzie Powiatowej Straży Pożarnej w Tomaszowie Mazowieckim. Kurs trwał 6 tygodni podczas których uczyliśmy się, zaczynając od musztry po pomoc przedmedyczną, rozcinanie aut przy wypadku i wiele innych zagadnień niezbędnych, aby móc brać udział w działaniach ratowniczych. W naszej jednostce można powiedzieć więc, że jestem takim nowo-starym strażakiem.
Wiadomo, że będąc kobietą wielu rzeczy nie jestem w stanie wykonać tak dobrze jak mężczyźni. Oni mają większe doświadczenie, więc teraz są moimi nauczycielami. Staram się im nie przeszkadzać, ale obserwować i pomagać. Moi druhowie są bardzo uprzejmi i nie pozwalają, abym się za bardzo męczyła. Nie o to w tym jednak chodzi. Chciałabym być traktowana na równi i służyć z nimi na podobnym poziomie. Brałam już udział w paru akcjach i nie mam problemu, aby złapać za widły czy ściągać powalone drzewo z drogi.
Nasza jednostka należy do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego. Do naszych obowiązków należy nie tylko gaszenie pożarów, ale coraz częściej jesteśmy wzywani do zdarzeń drogowych. Nabyliśmy w tym roku sprzęt hydrauliczny, który jest niezbędny przy wyciągania osób poszkodowanych w wypadkach. Oprócz tego, w naszych szeregach są przeszkoleni strażacy z zakresu ratownictwa wodnego, wysokościowego oraz medycznego. Jak widać, my strażacy mamy pełne ręce roboty, choć ciężko to nazwać pracą, bo wynagrodzenie owszem jest, ale każdy z nas nie jest nastawiony na zysk, bo kwota jaką otrzymujemy za akcje często jest symboliczna. Chcemy pomagać, a nie zarabiać.
Zdaje sobie sprawę, że ludzie różnie o nas mówią. Ja mam tym bardziej pod górkę, bo jako jedyna kobieta w zastępie samych mężczyzn jestem postrzegana jako maskotka a nie strażak-ratownik. Zdarzają się osoby mało przyjazne, które twierdzą że szukam w straży wrażeń. Jest to przykre, nie ukrywam. Mam nadzieję, że te osoby nigdy nie będą musiały skorzystać z mojej pomocy. Każdą osobę negatywnie nastawiona na działania OSP zapraszam jednak do wzięcia udziału, choć jednej akcji. Na wielu akcjach trzeba mieć nerwy ze stali, być odważnym i gotowym w każdej chwili na poświecenie z narażeniem własnego życia. To właśnie OSP zazwyczaj jest pierwsze na miejscu zdarzenia i często zanim przyjadą zawodowi strażacy to my zapobiegamy rozprzestrzenieniu się pożaru lub udzielamy pomocy poszkodowanym.
Jesteśmy ochotnikami i nie zawsze możemy brać udział w akcji, ale jeśli tylko możemy to jesteśmy. Nie szukamy poklasku, zwyczajnie pomagamy. To nie jest praca nastawiona na zysk, to szczera chęć pomocy bliźniemu. Jeśli jest okazja to się bawimy, świętujemy, ale nigdy nie zawodzimy. Chciałabym, aby społeczeństwo było bardziej świadome tego, że jesteśmy potrzebni. Moim cichym marzeniem jest, aby powstała znów drużyna dziewcząt. Dla młodych dziewczyn to świetna alternatywa na nudę. Można nauczyć się wielu rzeczy przydatnych w życiu codziennym, dzięki czemu można być silną, niezależna kobietą.
Jestem kobietą, matką i strażakiem. Chyba już wyczerpałam limit na szczęście.
Aneta Stańdo – strażak z OSP w Inowłodzu.
Od Redakcji: Zadaniem naszego portalu jest nie tylko promocja regionu, ale także pokazanie, że mieszkają tutaj osoby, które mają ciekawe pasje lub robią coś społecznie użytecznego. Czasami – tak jak w przypadku Pani Anety – jedno współgra z drugim. Prosimy więc o kontaktowanie się z nami. Chętnie takie osoby przedstawimy na naszym portalu.
Powodzenia Pani Aneto!!!
Piękny wywiad!!! Każdy jest kimś, w przypadku dh Anety pasją stało się niesienie pomocy potrzebującym. Gratulujemy dh Anecie i życzymy zawsze udanych akcji i szczęśliwych powrotów. W wolnej zaś chwili zapraszamy na akcję poboru krwi 3 grudnia do OSP Brudzewice 🙂 Pozdrawiamy dh Anetę serdecznie 🙂
Zuch kobieta myślę że nie jednego faceta by zawstydziła swoją odwagą i poświęceniem.Brawo Pani Aneto tak trzymaj