Czy tak będą wyglądały biegi uliczne w Polsce w 2021r.?
Na temat przyszłości biegów ulicznych w Polsce po ustąpieniu koronawirusa mówi się bardzo dużo. Czy przyszłość biegów będzie taka jak w przedstawionej symulacji?
Po całym sezonie 2020 r., w którym nie odbył się żaden bieg uliczny w styczniu 2021 r. zapisałem się na wiosenny maraton. Ze względów sanitarnych wydano zgodę na start jedynie 1000 osób. Siedziałem w nocy, by zdążyć się zapisać tuż po uruchomieniu zapisów, co by miejsc mi nie zabrakło, ale okazało się, że niepotrzebnie. Pakiety po 300 zł. nie cieszyły się dużym zainteresowaniem. Dlaczego tak drogo?
Wielu sponsorów wycofało się z marketingu sportowego, bo liżą rany po załamaniu gospodarczym. Samorządy też niechętnie wspierają groszem firmy organizujące biegi, bo ubiegłoroczne koszty, które poszły na służbę zdrowia i mniejsze wpływy z podatków z powodu zawieszenia działalności gospodarczej sprawiły, że każdy grosz jest liczony dwa razy. Po drugie, prezydenci miast nie chcą mieć zarzutów ze strony opozycji, że w czasach kryzysu wspierają wydarzenia sportowe, a nie przeznaczają pieniędzy na bardziej potrzebne rzeczy. Organizatorzy biegów przerzucili więc koszty, które kryli sponsorzy i samorządy na uczestników biegu.
1000 pakietów to mało, a i tak się nie sprzedało (rym przypadkowy). Po ubiegłorocznym załamaniu gospodarczym wiele osób straciło pracę lub w najlepszym wypadku musiało się zgodzić na obniżkę wynagrodzenia. Kto zna piramidę potrzeb Abrahama Maslowa ten wie, że sport to potrzeba wyższego rzędu, a w czasach kryzysu o takich się nie myśli. Na dzień przed startem widnieje tylko 750 osób na liście startowej.
Idę do Sanepidu po zaświadczenie, że nie jestem na kwarantannie, odbieram zaświadczenie od lekarza, że w ostatnim półroczu nie stwierdzono u mnie koronawirusa SARS CoV-2 oraz drugie zaświadczenie, że nie mam przeciwwskazań do uczestnictwa w biegu i w zasadzie mam komplet dokumentów. Mogę jechać na zawody.
Po dotarciu na miejsce zauważam, że nie ma tradycyjnego EXPO – oczywiście z powodów sanitarnych. Biura zawodów też nie ma, ale o tym wiedziałem już wcześniej, bo pakiety startowe były wysyłane tylko pocztą lub kurierem. To dodatkowy koszt 50 zł. Ze względów sanitarnych nie ma możliwości odebrania pakietu osobiście.
Na godzinę przed startem muszę być już w specjalnej bramie. Najpierw depozyt. Oczywiście, obowiązkowo dezynfekcja rzeczy pozostawiona w depozycie. Służby medyczne ubrane w kombinezony ochronne każdemu startującemu sprawdzają także temperaturę. Na drugiej bramce wolontariusze również ubrani w kombinezony ochronne sprawdzają, czy mam przy sobie żele i pół litra wody. Ze względów sanitarnych nie będzie bufetów na trasie maratonu. Po odprawie najbardziej irytujący moment. Start. Startujący są puszczani na trasę w grupach zaledwie 50-osobowych. Start zawodników trwa więc dobrą godzinę z okładem. No, ale w końcu biegnę.
Dziwnie to wszystko wygląda. Brak bufetów, kolorowych bram zrobionych przez uczniów z różnych szkół oraz mało osób biegnących sprawia, że zamiast poczucia uczestnictwa w dużym biegu ulicznych mam poczucie uczestnictwa w jakimś… treningu. Na trasie biegnie się ciężko. Małe grupki biegnących sprawiają, że między poszczególnymi zawodnikami szybko robią się duże odstępy i praktycznie trzeba biec samemu. W takich warunkach trudno o dobry czas. W końcu jednak wpadam na metę. Czas nie jest rewelacyjny, bo w takich warunkach trudno o życiówkę. Idę do depozytu. Ponowna dezynfekcja. Odbieram rzeczy i wracam do domu.
Po powrocie siadam przed komputerem i piszę zgłoszenie o wysłanie mi medalu kurierem, bo z oczywistych względów na mecie medale nie były wręczane. To koszt 50 zł.
To i tak sukces, że wystartowałem. Nadal w Europie są duże wątpliwości z rozegraniem największych maratonów ulicznych. Każdy boi się międzynarodowego towarzystwa, nad którym trudno zapanować. Nikt nie wie kto i skąd co przywlecze. Nikt nie che więc ryzykować. Psychoza strachu paraliżuje decydentów.
to będziemy biegac indywidulanie , albo umawiac się w grupach znajomych
Może nawet i dobrze że starty odwołane, powoli zaczęli mnie wszyscy ci lanserzy denerwować.
I co? Zaistniałam?!