Ależ to były emocje. Złamana noga, sensacja w hicie, zmiana lidera
IX kolejka Rzeczyckiej Ligi Halowej przejdzie do historii. Kto nie był, ten ma czego żałować. Po raz kolejny okazało się, że w sporcie nie da się niczego przewidzieć. Tradycyjnie jednak zacznijmy od początku
W pierwszym meczu na boisko wyszli Święci z Bostonu i Kono Team. Mecz nie miał zdecydowanego faworyta, ale tylko na papierze. Na boisku mecz okazał się jednostronnym widowiskiem. Już do przerwy Święci prowadzili (3:0) i w drugiej połowie obraz gry się nie zmienił. Kono Team wprawdzie walczyło, ale zawodziła skuteczność. Dwa razy piłka po ich strzale trafiła w słupek. Druga połowa była bardziej wyrównana, bo obie drużyny zdobyły tylko po jednej bramce, a spotkanie ostatecznie zakończyło zwycięstwem Świętych z Bostonu (4:1). Dzięki takiemu rezultatowi zwycięzca znacznie zwiększył swoje szans na udział w Pucharze Ligi.
W drugim pojedynku mieliśmy bardzo ciekawą parę. Faworyci zmierzyli się z Naftą Gaz Piła. Pierwsza z drużyn źle weszła w sezon, ale później zaczęła się rozkręcać czego efektem jest wysoka pozycji w tabeli. Nafta Gaz Piła to jednak wymagający rywal, więc wszystko było możliwe, choć jednak za faworytów pojedynku uchodzili Faworyci. Piłkarze czwartej drużyny ligi udźwignęli presję i do przerwy prowadzili (3:0). Po przerwie bardzo głupią czerwoną kartkę otrzymał piłkarz Nafty Gaz Piła. Nie pozwolił na wznowienie gry z linii bocznej, a ponieważ miał na swoim koncie już jedną żółtą kartkę, więc otrzymał czerwoną. Nafta Gaz Piła jednak walczyła dzielnie, ale ostatecznie pojedynek zakończył się zwycięstwem Faworytów (4:2).
W trzecim pojedynku zagrali ze sobą. MegaMed i Wiechnowiece. Po sensacyjnym urwaniu punktu przez Wiechnowiece Zawadom byli tacy, którzy liczyli, że i w tym meczu może dojść do niespodzianki. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Już do przerwy MegaMed prowadził wysoko (6:1), a po przerwie nie zwolnił tempa i ostatecznie odniósł jedno z najwyższych zwycięstw w lidze (13:2). Piłkarze MegaMedu, schodząc z boiska jeszcze nie wiedzieli, że zostaną liderem, a to za sprawą porażki Strugi Personal.
W czwartej parze zmierzyli się Dino Team i Ęklawa. To spotkanie mogło być ciekawe i było. Świadczy o tym fakt, że przez większość meczu utrzymywał się wynik remisowy, a na prowadzenie wychodziła raz jedna, a raz druga drużyna. Dopiero na 6 minut przed końcem Mariusz Stańczak dał Ęklawie prowadzenie, a gdy chwilę później podwyższył z rzutu wolnego Piotr Jaszczyk stało się jasne, że Ęklawa tego meczu nie przegra. I tak też się stało. Dino Team przegrało z Eklawą Tomaszów Maz. (2:4).
W piątym meczu trudno było oczekiwać sensacji. Na boisko weszli Red Bull Power Cielądz i OldBoy Rawa Maz. RBP Cięladz chyba jednak wczoraj myślał, że skoro gra z najsłabszą drużyną to mecz sam się wygra. Waleczna drużyna była cieniem samej siebie. Do przerwy wprawdzie prowadzili (2:1), ale równie dobrze mogliby przegrywać. W drugiej połowie… wydarzenia sportowe zeszły na dalszy plan. W niegroźnej wydawać by się mogło sytuacji bramkarz OldBoya i zawodnik z jego drużyny zderzyli się ze sobą i w efekcie bramkarz doznał złamania nogi. Zarówno na boisku jak i na trybunach zrobiła się przykra atmosfera, bo sport ma dostarczać pozytywne emocje, a nie być źródłem dodatkowych zmartwień. Tym bardziej, że Rzeczycka Liga Halowa to rozgrywki amatorskie i są raczej zabawą niż walką o zaszczyty i wielkie pieniądze. Znoszonego kontuzjowanego zawodnika żegnały brawa, a mecz dokończono. Ostateczny wynik (5:2) nie oddaje dominacji RBP Cielądz, bo mecz był wyjątkowo wyrównany.
Pojedynek Strugi Personal i Zawad był zapowiadany jako mecz weekendu i mimo, że dziś zostanie kolejna runda spotkań to chyba nie doczekamy się lepszego meczu niż wczorajszy pojedynek wspomnianych drużyn. Miał być hit i był. Mecz obserwowało ponad 150 osób, a schodzących na przerwę piłkarzy żegnały brawa. Przed meczem nie dawano większych szans pogrążonym w sportowej depresji piłkarzom Zawad (zaledwie 2 pkt. w ostatnich 3 meczach). Najczęściej słyszało się na trybunach opinie, że serce podpowiada Zawady, a rozum Strugę Personal. Do przerwy nie padła żadna bramka, ale wielkim błędem byłoby napisać, że niewiele się działo, a wręcz przeciwnie. Mecz był toczony w rytmie akcja za akcję, a cudów w bramce zawad dokonywał Rzeczycki Sławomir. Brawa za pierwsza połowę należały się więc z urzędu.
W drugiej połowie obraz gry się nie zmienił, a jej przebieg ustaliła kuriozalna sytuacja z drugiej minuty. Tzw. bezpańska piłka leciała przez całe boisko i przyjął ją obrońca Strugi tuż przy linii bocznej – z dala od bramki. Gdy wydawało się, że ma wszystko pod kontrolą dopadł do niego Mateusz Binienda i odebrał mu piłkę. Popędził z nią na bramkę i oddał strzał, który w ekstazę wprawił trybuny. To się nie miało prawa udać, a się udało. Zawady objęły prowadzenie. Od tej pory obraz gry był jednostajny. Struga atakowała, a Zawady się broniły. Cudów w bramce dokonywał Rzeczycki Sławomir do tego stopnia, że trybuny zaczęły skandować: Sławomir! Sławomir! Zawady miały chyba tylko jedną okazję w drugiej połowie. W ostatniej minucie spotkania piłka po strzale któregoś z zawodników Strugi trafiła w słupek. Gdy zawyła syrena kończąca spotkanie trybuny zgotowały owację piłkarzom.
To było z pewnością spotkanie sezonu. Wprawdzie padła w nim tylko jedna bramka, ale okazało się, że piłka nożna to nie tylko bramki. Porażka gorzko odbiła się Strudze Personal, bo straciła prowadzenie na rzecz swojego najgroźniejszego rywala, czyli MegaMedu. Zawady, które w ostatnich kolejkach mają bardzo trudnych rywali przełamały kryzys w najlepszym z możliwych momentów. Zwycięstwo pozwoli im uwierzyć w siebie i powrócić o walki o podium.