Wielki Post – czas pojednania
Rabin Koluszek grał w brydża z miejscowym proboszczem?
Wielki Post w połowie i zawsze staramy się coś o tym wspomnieć na naszych łamach. Sprawą wiodącą, jeśli chodzi o okres poprzedzający Wielkanoc, jak i w ogóle o całość przekazu religijnego, jest pojednanie Stwórcy z rodzajem ludzkim i ludzi między sobą.
Pomyślałem, aby dotknąć w tym kontekście rzeczywistości dnia dzisiejszego. Długo nie musiałem czekać, bo życie wciąż poddaje nam tematów bez liku. Sprawa ma już zasięg międzynarodowy i można by zapytać, po co o tym pisać w lokalnej gazecie. Zdecydowałem się jednak temat poruszyć, bo patrząc historycznie, sprawa dotyczy także Koluszek.
Od Warszawy do Nowego Jorku i Tel Awiwu słychać jeden krzyk o polskich obozach śmierci, polskich „szmalcownikach”, o polskim antysemityzmie i żydowskim antypolonizmie. Nasza historia jest bardziej zawiła i skomplikowana, niż ktoś mógłby sobie wyobrazić, dlatego Polacy zrobią dobrze, unikając jakiejkolwiek jednoznacznej oceny. Autorytety z pierwszych stron gazet toczą na naszych oczach sądy nad człowiekiem, i to z różnych stron barykady. Zostawmy głosy historyków, polityków i znanych przedstawicieli świata mediów, a oddajmy głos świadkom historii lokalnej, którzy w przeszłości udzielili sporej garści informacji o tym, jak było w naszej najbliższej okolicy.
Zdaniem Diny Weinstein z Raman Gad koło Tel Awiwu, córki Bajli Erlich, przedwojennej mieszkanki Koluszek z ulicy 3 Maja, w naszej miejscowości nie było jakiegoś dużego antysemityzmu, a wśród przyjaciółek Bajli były chrześcijańskie dziewczęta. W czasie okupacji nastoletnia Bajla wraz z innymi koluszkowskimi Żydami znalazła się w getcie, zlokalizowanym, jak wiemy, w uliczkach wokół wtorkowego rynku. Dina opowiada, że jej matkę z getta uratowała i ukrywała do końca wojny jakaś chrześcijanka, w zamian prosząc o diamentowego pierścionka. Po aryjskiej stronie Bajla miała wyrobione fałszywe dokumenty i do czasu wyjazdu w Polski pod koniec lat 40 nazywała się Borkowska Danuta, córka Stanisława i Marii z domu Kowalska. Dina do dziś poszukuje ludzi, którzy uratowali życie jej matce.
Niektórzy ratowali drugich przed śmiercią za „coś”, inni nie brali nic, jeszcze inni nie ratowali wcale, bo się bali. Mimo tych trudnych strasznych czasów wojny, w pamięci matki Diny Weinstein Koluszki zapisały się serdecznym wspomnieniem. – Mama mówiła o antysemityzmie, twierdziła jednak, że w Polsce żyli też dobrzy ludzie, i te dobra pamięć Bajla zabrała do Raman Gad. W obecnej sytuacji powinniśmy zrobić wszystko, aby Holokaust nie powtórzył się, a nie wstrząsać ludzkimi uczuciami i tymi okropnościami. Wojna zastała Mamę, gdy miała zaledwie 13 lat. Bardzo cierpiała, bo z całej naszej licznej rodziny i rodzeństwa wojnę przeżyła tylko ona i jeden z braci, Itzchak Abraham. Mama trochę wspominała o rodzinie, ale mój ojciec o niczym nie chciał rozmawiać. Nikt z najbliższych, poza ojcem, nie przeżył wojny. W Izraelu większość ludzi, którzy przeżyli Szoah[czyli Holokaust, po polsku Zagada- red.], nie byli zbyt rozmowni w temacie wojny, nie byli po prostu w stanie o tym opowiadać. Chcieli, aby ich dzieci dorastały normalnie, bez tych obciążeń. Strupy i rany były okropne – powiedziała Dina Weinstein, córka Bajli Erlich, przedwojennej mieszkanki z Koluszek.
Dror Katzman z Even Jehuda w Izraelu, syn Miny Opoczyńskiej, mieszkającej z rodzicami i rodzeństwem przy ulicy Staszica (wyjechała do Palestyny w 1936 roku), komentując ostatnie wypowiedzi wokół nowelizacji ustawy o IPN, powiedział stanowczo, że to nie Polacy, a Hitler zgotował Żydom tak okrutny los.
Stanisław Sitek, przed i w czasie okupacji pracownik koluszkowskiego magistratu, a po wojnie w latach 50 i 60-tych przewodniczący Miejskiej Rady Narodowej w Koluszkach i kierownik USC, podczas okupacji uratował wielu Żydów z getta, nie oczekując od nich żadnej nagrody czy zapłaty.
Kolejną osobą, która nie bacząc na zagrożenie śmiercią ze strony niemieckiej władzy okupacyjnej i na donosy ze strony sąsiadów, była Marianna Barańska, która we wsi Sabinów ukrywała dwóch uciekinierów z koluszkowskiego getta. Niestety, jeden z nich, o nazwisku Majercholc, został uprowadzony przez trzech mieszkańców Sabinowa i doprowadzony na gestapo w Koluszkach. Za denuncjację cała trójka dostała …po 3 kg cukru. Na tyle Niemcy wycenili wartość życia polskiego Żyda. Jakiś czas po tej sprawie, jednemu z porywaczy uschła ręka. Złośliwi sąsiedzi ze wsi mawiali, że to Boża kara za wydanie niewinnego człowieka… Drugi z ukrywających się u pani Barańskiej Żydów, który ocalał, Uszer Łask, w zeznaniu wobec Komisji do Spraw Ścigania Zbrodni Przeciw Narodowi Polskiemu, wydał jak najlepsze świadectwo o Mariannie Barańskiej.
Zbigniew Wiśniewski, zmarły w grudniu 2016 roku mieszkaniec naszego miasta, to kolejny świadek historii, który w dobrych słowach opowiadał o swoich żydowskich kolegach z Koluszek, pełen współczucia dla ich tragicznego losu. Jako pracownik młyna pana Borwańskiego, wielokrotnie pomagał Żydom z getta, którym dostarczał mąkę z młyna, narażając się na śmierć. Znamienne, i jakże smutne było jego stwierdzenie, „że przed wojną było wręcz państwowe nastawienie antyżydowskie (…). Była taka ogólna opinia, nie zawaham się nawet powiedzieć: opinia państwowa, takie mam wrażenie. Wiadomo było, że Żydzi obejmowali najważniejsze stanowiska polityczne w Rosji bolszewickiej. Uzasadniano antysemityzm postawą antybolszewicką. Wielu też Żydów stało na czele rewolucji bolszewickiej (…). Zresztą, co tu dużo mówić? Był antysemityzm i koniec”( TwK, 18, 19, 20 /2013).
Warto przy okazji zajrzeć do książki księdza prof. dr hab. Jana Kracika (prywatnie naukowego „mistrza” i przyjaciela Metropolity łódzkiego, Ks. Abp Grzegorza Rysia), zatytułowanej „Święty Kościół grzesznych ludzi” ( wyd. Znak, Kraków 1998. str.98-109), w której odkrywa m.in. białe plamy naszych trudnych relacji polsko-żydowskich w latach międzywojennych. Bardzo obiektywne spojrzenie na omawiany problem! Polecam lekturę.
W numerach 28,29,30,32,33/2015 w TwK jest zapis rozmowy z Mirosławem Chwiałkowskim, zmarłym w lipcu 2016 roku, na temat lat okupacji w Koluszkach i Kaletniku, którego był mieszkańcem. Ciekawy jest wątek „żydowski”. Inżynier Chwiałkowski, po wojnie twórca polskiej bomby kobaltowej wspomina relacje polsko-żydowskie w Kaletniku jako bardzo dobre. „[ Żydzi- red.] mieszkali w Różycy, naprzeciwko mojego domu. Byli to Schwarcowie i Bolesławscy. Ich synowie byli moimi serdecznymi kolegami. Pamiętam, że byłem przez sporą część chłopaków antagonizowany. Ale Majer Bolesławski, który był dobrze zbudowany, zawsze mnie obronił. Powodem zaczepiania i dokuczania mi przez innych było miejsce mojego pochodzenia. Ja byłem z Łodzi, oni z małych wiosek i osad. Do szkoły w Żakowicach chodziła gównie młodzież wiejska. Pamiętam nazwiska moich rówieśników: Ignac Kolasiński, Supera, Chojnaccy i inni z Przanowic, Różycy, z Budów. Wśród tej grupy byłem jedynym „miastowym”, a wiadomo, że takich „innych” tępiło się. Codziennie, regularnie byłem bity, przechodziłem swój chrzest. Podobnie jak ja, lanie otrzymywała miejscowa, żydowska młodzież. Tak było do samego wybuchu wojny”.
Jak, na podstawie tych kilku zaledwie zeznań, wyglądały Koluszki na tle Polski? Wydaje się, że nie było najgorzej. To nie znaczy, że nie było tu ludzi nieprzychylnie nastawionych do ludności żydowskiej. Nie będziemy o nich wspominać, nie warto epatować złem. Najważniejsze, że Ci opisani wcześniej zdali egzamin z bycia człowiekiem, i koluszkowianie mogą być z nich dumni.
Warto na koniec wspomnieć o czymś niesłuchanie rzadkim i sympatycznym. Legenda głosi, a może nie jest to tylko legenda, że w latach przedwojennych, w każdą sobotę, gdy zakończył się żydowski spoczynek szabatu, miejscowy proboszcz parafii katolickiej odbywał wraz z rabinem z Koluszek partyjkę brydża, z pewnością tocząc ze sobą długie wieczorne rozmowy na temat wiary i postaw ludzkich. Czy i jakie spożywali przy tym potrawy i napoje, legenda milczy.
Oby młode pokolenie przechowało tę piękną historię. Wszelkie opowieści i legendy są po coś. Tworzą dzieje, łączą ludzi, nie dzielą. Mistrzem podziału jest zły duch, ten od Grzechu Pierworodnego i zabójstwa Abla. Wierzący w Boga czy niewierzący, nie mogą brać z niego przykładu.
Naszym przykładem powinien być Jezus z Nazaretu, Syn żydowskich Rodziców, który na Drzewie Krzyża pojednał ludzkość z Bogiem. Dawna Kraina plemienia Polan, po 1050 latach od Chrztu Polski i zatknięcia Krzyża na piastowskiej ziemi, która przez stulecia była wyrzutem sumienia dla nietolerancyjnej niegdyś Europy Zachodniej, powinna na nowo odczytać swoje pradzieje.
No… Niestety Niemcy, Hitlerowcy zrobili wiele, by zatracić Żydów, Romów i oczywiście Polaków! Teraz również słuchając wielu wypowiedzi, ma się wrażenie, że wiele trzeba poświęcić, by tę wspólną historię obydwu Narodów kultywować☺
Miejscem do pojednania pomiędzy ludźmi tak bliskimi jak w tym przypadku, jest wspólna, wielowiekowa historia i fakt, że dzień dzisiejszy stoi po naszej wspólnej stronie. Nie dajmy się rozstawie po kątach przez tych, którzy ani Żydom, ani Polakom nie pomogli i mają z tym skrywane problem.
No niestety…