Pierwszy proboszcz Studzianny, który przewidział swoją śmierć
Tu leży Piotr Adam Smoszewski, kapłan kongregacyi Oratorii, noszący imiona dwóch grzeszników, on sam trzeci, mający nadzieję dostąpienia tegoż miłosierdzia Bożego, którego dostąpili tamci - zastrzegł sobie w testamencie napis na grobie Piotr Adam Smoszewski - pierwszy proboszcz parafii w Studziannie
„Ks. Piotr Adam Smoszewski, urodzony z Jana i Eleonory z Czarnkowskich, kasztelanów Sądeckich, kształcił się początkowo u OO. Jezuitów w Poznaniu, matematyki i fizyki uczył w Lowanium w Belgii, w sztuce wojskowej, mianowicie w artyleryi pobierał naukę w Paryżu. Służył potem w wojsku hiszpańskiem w czasie wojny przeciw Francuzom, w której po dwakroć wyraźną Boża opieką od śmierci uratowany został. Powróciwszy do ojczyzny, walczył w szeregach narodowych przeciw wojskom szwedzkiego króla Gustawa Adolfa i takiem męztwem zjednał sobie poważanie, że po nieszczęśliwej bitwie oddany był na zakładnika nieprzyjacielowi. Wiele jako jeniec wojenny wycierpiał w Toruniu od nienawiści heretyków” – przybliża postać pierwszego proboszcza studziańskiego ks. A. Brzeziński, proboszcz kongregacji Filipinów w Gostyniu w swym dziele wydanym na pamiątkę 200 rocznicy zgromadzenia ks. Filipinów na Górze Gostyńskiej r. 1868, (tak w I tomie na str. 103).
Zanim jednak został duchownym był właścicielem majątku Łopienna (dawniej miasto, a dziś wieś w powiecie gnieźnieńskim). Według legendy porzucił jednak życie właściciela ziemskiego i wstąpił w stan duchowny. Odbył pielgrzymkę do Rzymu, a swoim żarliwym oprawianiem nabożeństw zyskał tak wielki szacunek wśród wiernych, że zaczęto nazywać go świętym. Inna z legend głosi, że był jednym z dwunastu, którym Papież Aleksander VII obmył nogi w Wielki Czwartek, ale ponieważ Smoszewski miał siedzieć na miejscu przypisywanemu św. Piotrowi od tego czasu zaczął używać mienia „Piotr” jako drugiego swego imienia. Po powrocie do kraju trafił najpierw do Gostynia, a stamtąd do nowego sanktuarium w Studziannie. Rzeczy doczesne w ogóle go nie interesowały. Przed drzwiami swojej celi miał trumnę, a u stóp krzyża trzymał ludzką czaszkę, by mieć świadomość przemijania życia doczesnego. Jeden ówczesnych mu wspomina, że gdy spożywał posiłek w obecności niewiasty to zasłaniał oczy serwetą, czym wprawiał w konsternacje ową niewiastę. Gdy w 1679 r. Studzianne nawiedziło „morowe powietrze” powrócił z Litwy, w której przebywał by spowiadać i odprawić msze, choć przestrzegano go przed kontaktami z chorymi.
Introdukcja Filipinów miała miejsce w Studziannie 8 maja 1674 r. Następnego dnia ukonstytuował się na Dziewiczej Górze nowy Dom Filipiński. Od tej pory Filipini sprawowali posługę kapłańską w Studziannie według wszelkich kościelnych procedur, ale wróćmy do bohatera naszej opowieści. Jego mottem życiowym były słowa jezuity ks. Drużbickiego, który powiadał: Pilnuj Waszmość z żarliwością zbawienia dusz, konfesjonału, a Bóg będzie osobliwych grzeszników naganiał. Jego religijność była tak wielka, że gdy zmarł znaleziono przy nim krzyż nabity 58 gwoździami, którymi rany sobie zadawał i właśnie ze śmiercią duchownego związana jest największa legenda.
– W sobotę mnie Waszmość stąd wywieziesz – miał rzec Smoszewski do jednego z kapłanów, który mu usługiwał w chorobie.
– Widziałeś, co to było? – pytał chory Smoszewski.
– Nie widziałem – odpowiedział kapłan.
– O Boże! Jak nie każdemu te rzeczy pokazujesz. Toć znowu wieczność widziałem. O Rany Pana Jezusowe! O Najświętsza Matko, i jeszcze mi rozum znikał kiedy patrzyłem na wieczność objawioną – powiedział Smoszewski.
Zmarł tak jak powiedział, w sobotę 6 maja 1684 r. Pochowany został w kościele studziańskim. W dokumentach filipińskich gromadzonych przez braci w zakonie można odnaleźć notatkę następującej treści: „Ceniony kapłan, sługa Adam Smoszewski, proboszcz i fundator Kongregacyji Studziańskiej, wielki Dobrodziej w Brzozie (wsi swojej). Mąż wielkiej świątobliwości i żarliwy rządca Kongregacyji w kościele, w małym grobie przy drzwiach ku stronie południowej”
Kolejna z legend głosi, że jego ciało nie ulegało rozkładowi. W 1684 r. w Studziannie był tylko jeden kościół, drewniany stojący w miejscu obecnego kościoła św. Anny. Zmierzch pierwszej świątyni – wzniesionej na życzenie Matki Bożej, która swoją wolę objawiła Wojciechowi Lenartowiczowi – nie jest udokumentowany, a wraz z nią dalsze losy grobu pierwszego proboszcza w Studziannie. Mimo, że nie wiemy dziś, gdzie spoczywają doczesne szczątki pierwszego proboszcza Studzianny w archiwalnych dokumentach znajdziemy wiele śladów jego obecności.