Z Frankiem Dolasem dojedziesz bracie, choć krucho jest
Lato roku 1968 było upalne. Janek wracał ze szkoły do leśniczówki, w której mieszkał – w Cetniu. Dom był jedyny w okolicy, więc już z dala usłyszał nienaturalny w tym miejscu gwar. Gdy podszedł bliżej ujrzał… oddział hitlerowców na swoim podwórku. Spacerowali, pili wodę ze studni, niektórzy odpoczywali w cieniu. Ogarnęło go zdumienie. Nie, nie pomyliłem się. Działo się to latem 1968 r.
Prawie 50 lat później spotykam się w tym samym miejscu z Panem Janem. Leśniczówka nadal tu stoi, choć on już tu nie mieszka. Zobaczę dziś miejsca, w których kręcono kultową komedię pt. Jak rozpętałem II wojnę światową. Wprawdzie dom Pana Jana nie „zagrał” filmie, a był jedynie miejscem odpoczynku ekipy filmowej, ale wokół aż roi się od plenerów filmowych. Praktycznie cała 3 cześć tego filmu była realizowana na terenie gminy Poświętne.
Leśniczówka Ceteń znajduje się pomiędzy Inowłodzem, a Poświętnym. Jak głosi legenda była to kiedyś wieś, ale ze względu na polowania carskie została przesiedlona, bo miejscowa ludność kłusowała. Zubażało to zasoby zwierzyny do zaspakajania carskich pasji myśliwskich – w nieodległej Spale mieli rezydencję. Pozostałością są fragmenty brukowanej drogi w środku lasu co sprawia, że jazda na rowerze jest bardzo uciążliwa.
Za leśniczówką widać figurkę Jana Nepomucena, a tuż za nią droga skręca w prawo. Mijamy staw po lewej stronie i przy następnej leśnej krzyżówce skręcamy w lewo. Miejsce jest charakterystyczne, ponieważ po prawej stronie wycięto las. Docieramy do końca drogi, aby po lewej stronie zobaczyć początek stawu, który przed chwilą mijaliśmy i odbijamy na prawo, wychodząc na „duży las” i kolejną leśna drogę, która ma swoją filmową historię.
Wszyscy pamiętamy scenę, w której Franek Dolas wybiega na drogę z bukietem kwiatów i rozgląda się dookoła za zgubionymi partyzantami. Zirytowany rzuca patykiem za siebie, powodując wybuch miny i „uruchamiając” hitlerowców. Pomimo upływu prawie pół wieku droga ta prawie nie zmieniła się, a mój przewodnik, chodząc tu po grzybach nazywa ją ulicą im. Franka Dolasa.
Nieopodal są torfowiska. Tuż po wybuchu miny Franek Dolas jest ciągnięty za nogi przez jakiegoś chłopa. Gdy Niemcy rezygnują z dalszych poszukiwań ów chłop Matula (Konrad Morawski) zaprowadza Franka do swojej kryjówki, która miała tu swoje miejsce. W scenie tej dialogowi Franka z Matulą przypatruje się mała dziewczynka. W pewnym momencie Franek ze wstrętem oddaje jej minę. Ta dziewczynka to Danusia:
– Miałam wtedy 9 lat. Ekipa swoją „bazę” miała w budowanym dla gminy budynku. Kręciłam się tam i mnie wzięli do filmu. Nie stresowałam się tym, że gram w filmie, ale wspominam do dziś – mówi mi przez telefon dziś już dorosła kobieta.
Pan Jan opowiada mi jeszcze jedną anegdotę. Przy leśniczówce były tzw. szkółki leśne, w których okoliczni dorabiali sobie. Pewnego razu do pracujących tu dziewczyn przyjechali na rowerach w tzw. kawalerkę mężczyźni, który byli statystami w tym filmie. Niby nic wielkiego, gdyby nie fakt, że byli ubrani w hitlerowskie mundury i mieli broń wywołując na początku wśród pracujących nie małą panikę, ale wróćmy do samego filmu.
Zanim Franek zgubił partyzantów to najpierw do nich trafił, a zanim trafił to wisiał na drzewie. Opuszczam więc Ceteń, przecinając drogę krajową nr 48 i szutrową drogą docieram do pierwszego leśnego skrzyżowania, na którym skręcam w prawo. Dalej już tylko prosto. Przez wieś Anielin docieram do Poświętnego. Z oddali widać dwa kościoły położone w odległości około 1km. A w filmie… stanowiły jeden obiekt.
Scena z wiszącym Frankiem na spadochronie zaplątanym w konary dębu przy klasztornej wieży to prawdziwy majersztyk montażysty, która potwierdza nie od dziś znaną tezę, że jest prawda czasu i prawda ekranu. Była kręcona w kilku różnych miejscach. W pierwszym ujęciu widzimy zakonnika (kreowanego przez Zygmunta Zientala) wychodzącego z drzwi klasztoru i kierującego się w stronę stojącego obok obiektu w filmie udającego dzwonnice. W rzeczywistości to kościółek św. Józefa, a zakonnik wchodzi do parterowej kostnicy mieszczącej się tuż obok kościółka. W następnym ujęciu widzimy jak wchodzi po schodach na dzwonnice, aby ogłosić pobudkę. Ta scena była jednak już kręcona przy drugim kościele, przy bazylice Matki Boskiej Świętorodzinnej. W kolejnej scenie widzimy zatroskanego drugiego zakonnika – ojca Dominika, kreowanego przez Kazimierza Fabisiaka, który zauważył, że nikt nie przybył na śniadanie. Scenę realizowano na terenie przyległych do bazyliki obiektów klasztornych. Wybiega więc ojciec Dominik, ale znów… z drzwi kościółka św. Józefa. W następnej scenie znów widać wnętrze wieży przy bazylice. Po dialogu w niej obaj wychodzą z kostnicy przy kościele św. Józefa. I tak w nieskończoność mijają się te dwa miejsca w filmie. Rozpisanie tej sceny na pojedyncze kadry zajęłoby mnóstwo czasu.
Scena ze spadochronem nakręcana była przy bazylice, ale Franek Dolas nie wisiał w niej faktycznie na dębie, ale na dwóch drabinach strażackich, połączonych ze sobą drągami, na które narzucono spadochron. Dowiaduje się tego od Pana Władysława, z którym spotykam się na Poświętnym.
– Początkowo ekipa przygotowywała się do tej sceny, więc kilkukrotnie wciągano na górę miejscowego i przy nim ustawiano kamery i oświetlenie. Za któryś razem filmowcy zapomnieli o statyście i chłopak wisiał tam kilka godzin. Jak go w końcu ściągnięto to był cały zdrętwiały – mówi Pan Władysław.
Franek Dolas, słysząc rosyjski, którym zwraca się do niego brat Sebastian wykrzykuje: – Bracia! Niech żyje dzielny naród rosyjski. Pan Władysław opowiada, że Marian Kociniak, chodząc po placu ćwiczył wiele razy okrzyk „bracia” nie mogąc uzyskać odpowiedniej modulacji głosu. W tym czasie na terenie bazyliki trwały prace związane z remontem elewacji. W czasie zdjęć, po placu kręcili się robotnicy budowlani. Jeden z nich odpoczywał na kole beczkowozu, przy którym ustawiona była balia na wodę i chyba się zdrzemnął. Drugi nadszedł go znienacka i wrzasnął na cały głos: – Bracia! Ten pierwszy tak się wystraszył, że aż w wpadł do bali. Ks. Jakóbczyk zwrócił uwagę robotnikom, aby nie przeszkadzać filmowcom, ale ku jemu zdziwieniu okrzykiem tym zainteresował się Marian Kociniak, który ów okrzyk wiernie w filmie odtworzył.
W końcu Frankowi udaje się uwolnić ze spadochronu i… wybiega z kostnicy przy kościółku św. Józefa, biegnąc na północ, by za chwilę przeskoczyć mur przy dzwonku, znajdującym się od strony południowej i dowiedzieć, że nareszcie jest w Polsce. Na słupie widać napis „Lublin 25 km”, co w Internecie uruchomiło spekulacje, że most widoczny w filmie miałby być w Lubartowie. To nieprawda, most był w Nowym Mieście położonym 25km., ale nie od Lublina, a od Poświętnego. Ot, kolejna prawda ekranu.
Kościółek św. Józefa stoi dziś przy ulicy Jaśminowej, która łączy się z ulicą Główną. Był to był jeden wielki plac filmowy. W zasadzie każdy mieszkaniec domów położonych przy tych ulicach ma swoje wspomnienia.
Kilkaset metrów dalej, w scenie, w której po raz ostatni Franek dostaje drągiem w głowę, mdlejąc opuszcza się na płocie, a wystający sęk w sztachecie uruchamia długą serię z karabinu, dając (przypadkowo) wcześniej umówiony znak partyzantom. W następnej scenie widzimy wybiegających partyzantów i potyczkę z hitlerowcami. Teresa, kreowana przez Joannę Jędrykę patrząc się z zachwytem na partyzantów tak naprawdę świetnie grała, bo scena potyczki była kręcona 300 m. wcześniej nieopodal kościółka św. Józefa, przy nie istniejących już domach Worachów i Szczepaników. Tym większy szacunek należy się aktorce za uzyskaną grą aktorską wiarygodność.
Inna anegdota wiąże się z noclegami ekipy filmowej. W domu Pana Jerzego spali filmowcy, a wieczorami czytali scenariusz. Gdy ich nie było czytał go Pan Jerzy. Gdy jakiś czas później trafił do wojska to całą kompanią udali się do kina na projekcję tego filmu. Wówczas Pan Jerzy niczym sufler opowiadał kolegom, co będzie w następnej scenie, a ci nie mogli się nadziwić skąd o tym wie.
Zanim dotrę do bazyliki, skręcam jeszcze na Młyńczysko – około 1,5 km. od Poświętnego. To właśnie tu znajduje się młyn, w którym bazę mieli partyzanci. Dziś już jest nieczynny, ale warto go zobaczyć. To tu po raz pierwszy od Franka Dolasa odwróciło się szczęście i przegrał w trzy karty swoje oficerki. Przy drzwiach wejściowych nadal widoczny jest napis: młyn wodny kwaśkiewicz”. Ten sam napis widać w filmie. Przetrwał prawie 50 lat! Obecny widok młyna szpeci tylko metalowy dach, którym został jakiś czas temu pokryty.
Kieruję się teraz do bazyliki. Po dębie, na którym wisiał Franek został już tylko sterczący kikut. Od północnej strony jest furta, w którą walił „tłumacz” uśmiechniętego Alfreda, a tuż obok brama przez którą wyjechał chłop z rzuconym przez Franka spadochronem. Chłop ze spadochronem udał się do swojego domostwa. No to podążmy za nim.
Jadę na wschód, by jeszcze na wysokości murów kompleksu klasztornego skręcić za znakiem „Poręby1,5km”. Na trzecim, kolejnym placu w tej miejscowości odnajdziemy słynną stodołę, w której drągiem oberwali zarówno Franek jak i jego kolega Józek, kreowany przez Wirgiliusza Grynia. Wiele się tu zmieniło, ale wytrawne oko rozpozna charakterystyczny obiekt. Pan Władysław opowiada mi, że w czasie jednej z przerw Joanna Jędryka usiadła na prowizorycznej ławce, a obok siedział młody chłopak, który chyba speszył się urodą polskiej Audrey Hepburn i gwałtowanie wstał, a ponieważ ławka była źle wyważona to aktorka frunęła w górę. Na szczęście nic się nie stało, ale w przypadku odniesienia urazu, mogłoby to sparaliżować plany całej ekipy.
Została jeszcze jedna scena. Tuż po odtańczeniu tańca radości, gdy Franek dowiaduje się, że nareszcie jego tułaczka się skończyła zauważa Teresę niosącą koszyk z jabłkami, pod którymi ukryta jest radiostacja. Goni ją później wśród łanów zboża. Ta scena nie zawiera szerokich kadrów, które mogłyby zidentyfikować miejsce, ale zachowały się archiwalne zdjęcia, na których Franek goni Teresę, a w tle widnieje kopuła bazyliki. To pozwala przypuszczać, że realizowano ją z drugiej strony Poręb, choć na Poświętnym nie brak głosów, że było to obok kościółka św. Józefa. Jadę więc dalej i z drugiej strony wsi podziwiam panoramę z dominującym kompleksem klasztornym, by za chwilę powiedzieć sobie, że oto bracie wycieczki kres.
Film początkowo nie zebrał dobrych recenzji, a dziś należy do kanonu polskiego filmu. Co o tym zdecydowało? Świetna gra aktorska, doskonałe dialogi, zaskakujące zwroty akcji, zazębiające się wątki, wspaniały humor, piękne plenery sprawiły, że film przeżył swoich krytyków. A w dzisiejszych największych produkcjach buduje się dramaturgię efektami komputerowymi, które za 20-30 lat będą wydawać się archaiczne. Plenerów też nie da się odwiedzić, bo są połączeniem wyobraźni człowieka i możliwości sprzętu komputerowego. Co po sobie zostawią dzisiejsze „głośne” filmy?
Jestem w szoku. Nie wiedziałem o tym. Super nakrecony film
Super ????
Gdy grano sceny na moście w Nowym Mieście miałem 18 lat. Wiozłem z bratem, konnym wozem, drewno opałowe ze wsi Prosna w parafii Odrzywół, do wsi Otaląż w parafii Mogielnica.
70-cio latek z Łodzi
Marian Litwin
Pozdrowienia Panie Marianie. Zazdroszczę wspaniałych wspomnień. Zawsze kiedy oglądam state filmy poszukuję w sieci informacji o plenerach.
szacunek bracie 😉