Wciągnął mnie Odpust swoją autentycznością – wspomina etnograf z Warszawy
Jak ważna jest praca etnografów dowiadujemy się dopiero po latach. To ich wyjazdy w tzw. teren pozwalają "ocalić od zapomnienia" historię, a przede wszystkim ludzi. Tak jak w przypadku Krzysztofa Chojnackiego - etnografa z Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie, który od 1969 r. przyjeżdżał do Poświętnego, by dokumentować Odpust św. Michała. Dokładnie pół wieku później udało nam się spotkać z legendarnym etnografem, który dokumentował Odpust przez kilkadziesiąt lat swojego życia
– Pracę w Muzeum zacząłem w 1966 r., a na Odpust św. Michała w ramach obowiązków służbowych przyjechałem najprawdopodobniej w 1969 r. Pracowałem wtedy w dziale Rzemiosł Kultury Materialnej. Mieliśmy u siebie w muzeum stroje opoczyńskie i wiedzieliśmy, że jest to region niezwykle bogaty w folklor – wspomina po prawie pół wieku Krzysztof Chojnacki.
Jego niezwykle bogate archiwa, które w tym wydawnictwie zostały pokazane obrazują nie tylko jak wyglądał sam odpust, ale także jak wyglądali ludzie i jak na przestrzeni dekad nastąpiło powolne odchodzenie od stroju ludowego w codziennym użytkowaniu na rzecz stroju „nowoczesnego”.
– Przyjechałem po raz pierwszy i zachwyciłem się. ¾ uczestników było w strojach ludowych i nie były to stroje założone od święta, a zwykle stroje codziennego użytku – w szczególności u kobiet. Mężczyzn można było rzadziej spotkać w tradycyjnym stroju. Podczas procesji mężczyźni, którzy prowadzili księdza z monstrancją mieli jeszcze sukmany opoczyńskie, ale na co dzień już ich nie używali – mówi etnograf.
Rzeczywiście, z pewnością starsi czytelnicy pamiętają, że na niedzielnych w mszach, szczególnie po tzw. damskiej stronie kościoła roiło się od opoczyńskich zapasek, a mężczyźni nosili się już po świecku. I to nie tylko w okresie odpustowym, ale przez cały rok.
– Być może wynika to z faktu, że mężczyźni więcej podróżowali. Region był bardzo biedny. Jeździli za pracą, byli w wojsku. Spotykali się z innymi i nie chcieli nosić swoich tradycyjnych strojów, traktując je jako synonim zaściankowości. Widzieli, że inni ubierają się inaczej. Kobiety bardziej były związane z domem, w prawie każdym był warsztat tkacki. Kobiety były samowystarczalne. Same tkały i robiły sobie ubrania – wyjaśnia Krzysztof Chojnacki.
– Wciągnął mnie Odpust swoją autentycznością, strojami. Byłem pod wrażeniem, że tak dużo sprzedaje się rzemiosła ludowego. Tego nie widziało się nigdzie indziej. Na odpust przyjeżdżali nawet kramarze z Gór Świętokrzyskich. Zabierałem ze sobą znajomych z Warszawy, aby zobaczyli jak wygląda naturalny folklor. Nigdy nie liczyłem ile razy byłem na opuście, ale z pewnością było to kilkanaście razy – wspomina Krzysztof Chojnacki.
Wiele osób zastanawia się nad fenomenem Odpustu św. Michała. Sanktuarium w Studziannie nigdy nie leżało na głównym szlaku handlowym, co teoretycznie przynajmniej powinno nieco utrudnić zbudowanie rozmachu jaki na przestrzeni wieku stworzył się w Studziannie. Odpust św. Michała jest z pewnością największym w regionie, ale swoim rozmachem może konkurować z największymi odpustami w Polsce.
– W czasach mojej pracy zawodowej jeździłem też do Leżajska. W swoim rozmachem i wielkością był porównywalny z Odpustem św. Michała, choć miał swoją specyfikę ze względu na to, że był organizowany w innym regionie Polski. Odpust w Studziannie tak naprawdę zaczynał się już w sobotę. Dla mnie – jako etnografa – najlepszą porą do dokumentacji były niedzielne msze. Wówczas stragany się wyludniały, ponieważ ludzie udawali się na nabożeństwa, a ja mogłem swobodnie fotografować lub kręcić filmy. Po tzw. sumie na straganach były tłumy. Także popołudniu na drogach wyjazdowych robiły się korki. Setki furmanek i nieliczne jeszcze samochody wyjeżdżały ze Studzianny – wspomina Krzysztof Chojnacki.
Odpust św. Michała mimo upływu lat nie traci na popularności. Nadal w ostatnią niedzielę września popołudniu trudno wyjechać z Poświętnego w kierunku Radomia, czy Tomaszowa Maz. Różnica polega tylko na tym, że furmanki zostały wyparte przez samochody. Duch postępu nie potrafił jednak zmienić nawyków społecznych i pielgrzymi oraz turyści chętnie nadal wybierają się na Odpust. Św. Michała.
– Chyba decyduje o tym tradycja. Przecież dziś ludzie mogą sobie kupić markecie wszystko co chcą, ale mają przywiązanie, nostalgię za przeszłością, że babcia miała drewniane łyżki i gliniane garnki. Gdzie dziś kupi się konika drewnianego? Dzieci np. lubią proste zabawki, bo one uruchamiają wyobraźnie. Jeśli wszystko jest doskonałe to nie ma miejsca na wyobraźnie. Druga sprawa to łatwość dostępu. Dziś można kupić wszystko, a na odpuście są rzeczy, których nie ma w marketach. Może dlatego też ludzie tu przybywają, bo chcą mieć coś autentycznego, czego się w markecie nie kupi – podsumowuje Krzysztof Chojnacki.