Ze sztuką jeszcze nikt nie wygrał
Jarosław Cyba, członek Kabaretu Dno w rozmowie o wszystkich aspektach sztuki kabaretowej
– Czy mają Panowie swoje kabaretowe autorytety?
– Oczywiście. Cenimy wszystkich, którzy się tym zajmują, bo forma artystyczna jaką jest kabaret jest chyba najtrudniejszą ze sztuk estradowych. Jednych cenimy za talent aktorski, innych za teksty, jeszcze innych za pomysły. Natomiast absolutnymi autorytetami są dla nas ci artyści kabaretowi, którzy są dotknięci są tzw. „Palcem Bożym”. Wytwarzają oni wokół siebie magiczną aurę wrodzonej vis comici, praktycznie czego się nie tkną, robią to genialnie. Na liście w pierwszej kolejności należy wymienić tutaj tytana pracy i geniusza kabaretu Roberta Górskiego właściwie za wszystko, Joannę Kołaczkowską za kreacje aktorskie i osobowość sceniczną, Władka Sikorę za największy teoretyczny umysł kabaretowy. Na tej liście oczywiście powinno znaleźć się jeszcze sporo nazwisk. W młodości naszym guru był Monty Python i sztuki teatralne Bogusława Scheffera w wykonaniu aktorów teatru STU.
– Kabarety ponoć dzieli się na dwie kategorie: te, które chcą bawić i te, które chcą uczyć. Do której kategorii zalicza się Kabaret Dno?
– Właściwie staramy się, aby łączyć te dwa aspekty. Zdarza się oczywiście zrobić numer tylko dla typowej zgrywy, ale tak naprawdę otwarte umysły publiczności z każdego skeczu potrafią coś wynieść. Często robimy skecze, albo piosenki aby coś napiętnować lub pokazać jakiś problem. Numer taki nie jest może do końca zbyt śmieszny, ale poprzez swój przekaz znajduje uznanie wśród widzów.
– Największą konkurencją dla kabaretów są ponoć politycy. Rzadko, który kabaret potrafi wymyślić tak absurdalną sytuację jak oni. Kabaret Dno istnieje już ponad 20 lat. W którym okresie swego istnienia odczuwaliście Panowie największą presję ze strony tej „konkurencji”?
– Właściwie nigdy nas to nie obchodziło. Świat polityki toczy się swoim rytmem, który oddziaływuje głównie na satyryków, zajmujących się publicystyką. To oni muszą szybko reagować. Nasz kabaret raczej szuka treści uniwersalnych. Większość numerów powstaje w przysłowiowych bólach przez spory kres czasu. Taki pomysł musi dojrzeć, trzeba zrobić muzykę, zbudować kostiumy i rekwizyty. Po takim czasie każdy polityczne temat już zdąży się zdezaktualizować. W przypadku kabaretu takiego jak my, który głównie gra formą zajmowanie się polityką nie ma sensu. Poza tym po prostu nie znamy się na tym, za bardzo nas to nie interesuje i nie pociąga.
– A czy publiczność przez ta 20 lat występów zmieniła się? Czy nadal bawią te same skecze?
– To jest dość skomplikowany temat. Właściwie co do wymagań i reakcji publiczności nie ma żadnych reguł. Ten sam skecz zagrany w dwóch różnych miejscach ma zupełnie inny odbiór. Na pewno jednak ogólnie rzecz biorąc publiczność jest bardziej krytyczna. Skecz grany 15 lat temu, który był odkryciem, był oryginalny, zaskakujący dzisiaj już taki nie jest. Widownia już dużo widziała. Trzeba się nieźle namęczyć, żeby jeszcze ją czymś zaskoczyć
– W działalności artystycznej często jest tak, że jakiś pomysł, nad którym spędza się mnóstwo czasu i wkłada mnóstwo pracy nie zyskuje aprobaty publiczności. A z drugiej strony, jakiś pomysł zrealizowany naprędce, który wydaje się, że nie zyska przychylności staje się przebojem. Czy Kabaret Dno też ma takie doświadczenia?
– Oczywiście, w tej materii nie ma pewniaków, chociaż nabierając wprawy i doświadczenia można osiągnąć naprawdę 100 % pewność, że skecz się uda (patrz Robert Górski), chociaż wpadki zdarzają się nawet najlepszym. Z nami jest różnie. Jako kabaret eksperymentalny staramy się, aby każdy skecz był nowatorski. Są kabarety, które odkrywając jedną formę, postać, temat ciągną na nim przez długi czas, robiąc kolejną odsłonę tego samego numeru. My staramy się tak nie robić. Widz na naszym występie nie może się nudzić, gdyż nie wie jaki będzie następny numer i co jeszcze wymyślimy. Oczywiście, z tej naszej Dennej studni czasami wyciągniemy z mułu jakiś kiepski pomysł, trudno. Ale tylko ciągłe szukanie nowych pomysłów i form tam gdzie nikt nie zagląda gwarantuje oryginalność. Nutka ryzyka dodaje temu zajęciu dziewiczej niepewności i tajemnicy. To nas ciągle cieszy, ekscytuje i mamy wielką radość i satysfakcję jeśli uda się stworzyć numer, którego jeszcze nikt nie wymyślił. W naszej karierze napisałem mnóstwo nietrafionych i kiepskich skeczy, ale dzięki tej filozofii udało się także zrobić kilka numerów, które zapisały się grubą kreską w historii polskiego kabaretu.
– Na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy Kabaret Jana Pietrzaka parodiował Lecha Wałęsę to bywało tak, że w pierwszym rzędzie siedział sam… Lech Wałęsa. Dziś wydaje się, że w przypadku niektórych osób publicznych taka sytuacja byłaby niemożliwa. Co Panowie o tym sądzą?
– Można mówić o braku dystansu i poczuciu humoru, ale trzeba na to spojrzeć także z drugiej strony. Jeśli artysta robi to z klasą, ma inteligentne i aluzyjne żarty, zna się go i ma się do niego zaufanie, można być pewnym, że zrobi to subtelnie i nie przekroczy granic przyzwoitości. Wtedy pojawienie się w pierwszym rzędzie jest nawet wskazane. Natomiast chyba nikt z nas nie chciałby być publicznie obrażany w sposób bezpośredni. Niestety są artyści, głównie młodzi, którzy wręcz żerują na tego typu personalnych zagrywkach, szczególnie w stand-upie. Czasami jest to po prostu chamskie i bezczelne! Osobiście tego nie lubię, zawsze wolałem robić idiotę z siebie niż z innych. Rozśmieszać ludzi, ukazując ich przywary poprzez swe własne zachowanie. Trzeba piętnować głupotę i zachowanie, niekoniecznie uderzając epitetami.
Niemniej jednak celebryta, czy polityk musi liczyć się z tym, że jego osoba stanie się publicznym elementem tekstu kabaretowego. Jeśli tak już się stało taki polityk powinien być z tego dumny i absolutnie z tym nie walczyć. Ze sztuką jeszcze nikt nie wygrał. Poza tym należy się cieszyć, że ma się na tyle charyzmatyczną osobowość, że zainspirowało się sobą artystę. Bezbarwni i nieciekawi ludzie są dla artystów kompletnie nieinspirujący.
– Kabaret Dno występuje w całej Polsce. Czy na podstawie reakcji publiczności można zbudować kabaretową mapę kraju?
– Nie ma takiej mapy! Nie da się tego zrobić. Warunków reakcji jest mnóstwo: czy ludzie cię kojarzą czy nie? Czy siedzą na widowni w grupie serdecznych znajomych czy jako pracownicy w obecności szefa. Czy są widoczni czy na widowni jest ciemno! Ci sami ludzie bawią się inaczej jeśli mają występ za darmo na dniach miasta, a inaczej jeśli kupią bilet. Czasem włodarze miasta kontemplują w ciszy, a prości ludzie rechoczą ze wszystkiego. Innym razem jest odwrotnie, inteligencja wychwytuje najmniejszą aluzję i żart a reszta nic nie kuma. Najgorzej jak cała widowni nic nie kuma – nazywamy to wtedy betonem. Najlepsza publiczność to ta otwarta, przyjaźnie nastawiona, bez oczekiwań, zaskoczona na plus no i przede wszystkim w miarę trzeźwa!
– Kabaret Dno występuje na dużych festiwalach i małych spotkaniach autorskich. Czy duża publiczność różni się od małej?
– Tak. My wolimy grać dla mniejszej widowni z racji na naszą formę. Z bliska wszystko widać, każdy szczegół. Nasze kostiumy i rekwizyty w ogromnym amfiteatrze po prostu giną. Tam wygrywają, żarty słowne i to najlepiej mięsiste. Chociaż mamy w historii naszych występów naprawdę sporo takich, gdzie udało nam się porwać cały amfiteatr.
– Który, własny skecz jest ulubionym przez Kabaret Dno?
Jest sporo takich. Każdy z nas lubi co innego. Chyba jednak najbardziej lubimy takie, w których nic nie mówimy i gramy w maskach. Wtedy można się całkiem wyluzować, bo wiadomo, że numer jest dobry i nic się nie może wydarzyć. W takich skeczach można spokojnie poprzyglądać się wreszcie widowni, kontemplować ich śmiechy i radość, skupiając się tylko na czerpaniu z tego wszystkiego przyjemności i energii na przyszłość.
– Co zobaczymy podczas występu na Rancho w Stefanowie?
To będzie takie nasze the best of z nastawieniem na skecze o tematyce filmowej. Wiemy, że gmina Poświętne jest mocno „filmowa” także mamy nadzieję, że wpiszemy się w klimat. Będzie jak zwykle sporo muzyki i dużo naszych dennych gadżetów.
– Czego się życzy Kabaretowi przed wejściem na scenę?
Najmniej wpadek i życzliwej publiczności.
– To tego życzymy, dziękujemy za rozmowę i zapraszamy na występ już 10 lutego.
„Jeśli artysta robi to z klasą, ma inteligentne i aluzyjne żarty, zna się go i ma się do niego zaufanie, można być pewnym, że zrobi to subtelnie i nie przekroczy granic przyzwoitości. Wtedy pojawienie się w pierwszym rzędzie jest nawet wskazane. Natomiast chyba nikt z nas nie chciałby być publicznie obrażany w sposób bezpośredni. Niestety są artyści, głównie młodzi, którzy wręcz żerują na tego typu personalnych zagrywkach, szczególnie w stand-upie. Czasami jest to po prostu chamskie i bezczelne!” Piękny tekst!!!
Super wywiad????