V edycja Rzeczyckiej Ligi Halowej, czyli najlepsza w historii
Piękno sportu tkwi w jego nieprzewidywalności. Pisaliśmy to już? Tak, ale warto powtórzyć także w podsumowaniu. Kto by chciał oglądać mecze, których wynik znałby przed pierwszym gwizdkiem
Czy ktoś wyobraża sobie jeszcze ponure listopadowe i grudniowe piątki w Rzeczycy bez halowej piłki nożnej? Owszem, były i słabe mecze, czy nawet wręcz nudne, ale tak jest w każdym sporcie. Jednak ogólny poziom tegorocznej edycji Rzeczyckiej Ligi Halowej zapisze się na długo w pamięci. Przed ostatnią kolejką tylko trzy ostatnie drużyny nie walczyły o nic. Na górze było jeszcze ciekawiej. Podium zostało wyłonione również w ostatniej kolejce, ale to nie jedyne plusy tegorocznych rozgrywek.
Przede wszystkim dobrze zrobiło RLH wpuszczenie świeżych drużyn. To zawsze wprowadza nutkę niepewności. Nie wiadomo jaki poziom sportowy reprezentuje drużyna, która debiutuje. Przez pierwsze kolejki trwa więc obwąchiwanie debiutantów. W tym roku różnie było z debiutantami, ale na pewno trzeba wyróżnić RTS Czerwonkę, która z pierwszoroczniaków zaszła najwyżej, osiągając 5 miejsce w sezonie. Więcej spodziewaliśmy się po Ęklawie Tomaszów Maz. Na początku mieli fatalny terminarz, a po pierwszych porażkach jakoś nie potrafili wyjść z piłkarskiej depresji. Szkoda, bo mecze z potentatami – mimo przegranych – wskazywały, że drużyny trzeba będzie się obawiać. Oldboy Rawa Maz. zakończył rozgrywki na ostatnim miejscu, ale należą im się gratulacje za ambicje i sportową postawę. Nie jest łatwo schodzić pokonanym w każdym spotkaniu, aż w końcu urwali punkt, choć powinni wygrać z Wiechnowicami. Za postawę i walkę otrzymali oklaski.
Tak się ułożyło, że najciekawsze mecze zazwyczaj przypadały jako ostatnie w kolejce. Hala w Rzeczycy podczas hitowych pojedynków pękała w szwach. Emocje i napięcie wśród kibiców były niczym na rozgrywkach międzynarodowych. W zasadzie w niektórych spornych sytuacjach powinien być VAR, bo każdy widział to co chciał zobaczyć. Mimo emocji – nie zawsze pozytywnych – dobrze, że takie występowały. Jaka jest alternatywa dla listopadowych i grudniowych ponurych wieczorów? A tak ktoś zamiast siedzieć w domu wyszedł z niego i przyszedł na halę.
Przyzwyczailiśmy się, że w rozgrywkach dominuje Struga Personal i MegaMed. Ostatecznie obie zajęły dwa pierwsze miejsca, ale musiały o to walczyć do ostatniej kolejki, zaś sprawę tytułu rozstrzygnęły te drużyny w bezpośrednim pojedynku. Trzecie miejsce zajął Red Bull Power Cielądz tracąc do drugiego MegaMed-u ledwie 2 punkty. Głupio potracone punkty na skutek przyjazdu drużyny w osłabionym składzie sprawiły, że drużyna z Cielądza zajęła tylko 3 miejsce. Zdecydowała chyba o tym porażka z RTS Czerwonka. Jak to się mówi, gdyby to nie gdyby. Warto zauważyć, że RBP zremisował ze Strugą Personal i wygrał z MegaMed-em. Trzecie miejsce nie jest dziełem przypadku zatem.
Na czwartym miejscu uplasowały się Zawady – najbrzydziej chimeryczna drużyna rozgrywek. Wytypować ich wynik graniczyło niemalże z cudem. Czy ktoś zauważył, że Zawady wygrały ze Strugą Personal, a zremisowały z MegaMed-em i Red Bull Power Cielądz? Chyba jako jedyni nie odnieśli porażki z drużynami z podium. Dlaczego sami więc na nim nie stanęli? Zdecydowały o tym pogubione punkty z drużynami słabszymi od siebie. Remis z Wiechnowicami, porażka z RTS Czerwonka, cudem uratowane zwycięstwo z Naftą Gaz Piła. Z przyjemnością ich się oglądało jak gryźli parkiet w meczu ze Strugą Personal. Gdy przeciwnik był jednak słabszy przychodziła dekoncentracja. Szkoda, bo do wicemistrzostwa zabrakło jednej wygranej więcej.
O wysokim poziomie ligi świadczy pozycja końcowa Faworytów. Przed ostatnią kolejką zajmowali 3 miejsce, a porażka z Zawadami zepchnęła ich na szóste miejsce w końcowej tabeli. Wystarczył jeden mecz, by stracić dorobek całego sezonu. Dla Faworytów to źle, ale dla kibiców dobrze, bo nikt na nudę powodów do narzekań nie miał.
Rzeczycka Liga Halowa to nie tylko drużyny. Owszem, piłka nożna to gra zespołowa, ale indywidualne wyczyny podkreślają jej charakter. W tym roku zapadło w pamięć kilka osób. Przede wszystkim trzeba wspomnieć Tomasza Stasiewicza, w którym w meczu ze Świętymi z Bostonu strzelił aż 12 bramek. To rekordowy wynik z historii Rzeczyckiej Ligi Halowej. Wyrazistą postacią był też pewnością Rzeczycki Sławomir, który broniąc bramki Zawad grał z takim oddaniem, że zasłużył na tytuł najlepszego bramkarza. Bardzo wyrazistą postacią był Daniel Skoneczny (Red Bull Power Cielądz), który ciągnął swoją drużynę na bramkę przeciwnika z całym impetem. W pamieć zapadła także przepiękna bramka Michała Rzepkowskiego (Nafta Gaz Piła), który zdecydował się na skuteczny lob bramkarza przeciwnika prawie z połowy boiska w meczu ze Świętymi z Bostonu w XII kolejce. Bramka była ozdobą rozgrywek. Dobrze, że piłkarze grają też z głową i widzą co dzieje się na boisku i – używając kolokwializmu – nie walą na pałę, bo może akurat wpadnie.
Rzeczycka Liga Halowa wrosła w jesienno-zimowy krajobraz w naszym regionie. Co należy zmienić? W sumie, to trudno się do czegoś doczepić. Zwiększanie ilość drużyn chyba nie jest potrzebne, bo i tak rozegranie pełnej kolejki spotkań zajmuje ponad 4 godziny. W kolejnej edycji znów przydałoby się jednak kilka nowych drużyn, bo to zawsze zwiększa atrakcyjność.
Na koniec kilka słów na temat osoby bez której nie byłoby to wszystko możliwe. Tomasz Niemirski, bo on nim mowa występuje w tych rozgrywkach w niezliczonej ilości ról. Począwszy od masażysty, poprzez lekarza, spikera, protokolanta, sędziego, a na roli mediatora skończywszy. Czy wymieniliśmy wszystkie? A zatem nie pozostaje nic innego jak spotkać się na rok. Najlepsze lekarstwo na jesienno-zimową chandrę? RLH.