A jak czasem se dogodzę, sypiam gdzieś pod Inowłodzem
Artur Andrus w Inowłodzu
W 2016 r., gdy na scenie pod zamkiem w Inowłodzu w ramach koncertu „Kolory Polski” kończył bisować zespół „Kapela ze wsi Warszawa” organizatorzy, czyli Filharmonia Łódzka i Gmina Inowłódz swój sukces widzieli w kategorii „zmartwienia”. Kogo bowiem zaprosić w przyszłym roku, aby utrzymać taki sam wysoki poziom? W ubiegłym roku w Inowłodzu wystąpił zespól Trebunie Tutki&Goście, a w tym roku po dwóch latach folkowego grania na scenie wystąpił Artur Andrus – poeta i kabareciarz. I chyba dziś możemy już powiedzieć, że martwili się niepotrzebnie. Inowłodzka publiczność i goście, którzy specjalnie do Inowłodza na takie koncerty przyjeżdżają na pewno mogą stwierdzić, że festiwal „Kolory Polski” nadal trzyma poziom.
Pomysł zaproszenia Artura Andrusa do Inowłodza to strzał dziesiątkę, a Wójt Gminy Inowłódz powinien – niezwykle popularnemu w naszym kraju artyście – przyznać tytuł honorowego obywatela Gminy Inowłódz. W końcu mało miejscowości w naszym kraju może poszczycić się utworem, w którym wymienia się nazwę miejscowości i śpiewa to cała Polska, ale o tym więcej później.
Wróćmy do koncertu i wczorajszego gościa. Artur Andrus to artysta, który balansuje na skraju poezji i kabaretu, i jest niestety „wymierającym przedstawicielem gatunku”, w którym muzyka pełni rolę służebną wobec tekstu, nad którą można się zastanowić i co równie istotne samemu pośpiewać. Andrzej Poniedzielski powiedział kiedyś, że dożyjemy czasów, w których będzie się nagradzać piosenki za ślad melodii. Artur Andrus dba o to, aby wszystko było po staremu. Dobry tekst i ładna melodia, która ten tekst uzupełnia. Można było się o tym przekonać także podczas wczorajszego koncertu po reakcjach publiczności. A ta dopisała znakomicie. Koncert to była nie tylko uczta duchowa, ale także znakomita promocja Gminy Inowłódz. Wiele osób było w Inowłodzu wczoraj po raz pierwszy, a gdyby nie koncert zapewne by się tu nie pojawili. To dowód na to, że warto takie wydarzenia organizować. Wywieźli dobre wspomnienia. Udany koncert i przekonanie, że warto tu wrócić, skoro tutaj tyle się dzieje i tyle można zobaczyć. Takich dobrych wspomnień nie zbuduje najdroższa kampania promocyjna.
Impreza zorganizowana w ramach wędrownego koncertów Filharmonii Łódzkiej pod hasłem „Kolory Polski” zaskarbiła sobie już do tego stopnia serca publiczności, że trudno byłoby sobie wyobrazić rzeczywistość bez jej obecności. Plenerowe koncerty niosą ze sobą ryzyko, ponieważ uzależnione są od aury, ale warto to ryzyko podjąć. Efekty są bowiem oszałamiające. Wczorajsza zabawa publiczności jest tego żywym dowodem.
Wśród wielu utworów, które wczoraj Artur Andrus wykonał nie sposób nie przywołać utworu, który zabrzmiał na bis pt. Piłem w Spale, spałem w Pile. To było chyba premierowe wykonanie utworu na ziemi inowłodzkiej, który opowiada o jednej z jej miejscowości. Po wykonaniu artysta pozwolił sobie na żart w postaci dodatkowego wersu do tekstu swojego wielkiego przeboju, mówiąc, że: A jak czasem se dogodzę, sypiam gdzieś pod Inowłodzem.
Jak Arturowi Andrusowi przychodzi z taką łatwością tworzenie rymów na temat Gminy Inowłódz to niech jeszcze napisze jakiś tekst o nowo otwartej ścieżce rowerowej do Inowłodza. W końcu ma olbrzymi talent do zaprawionych humorem rymowanych wersów, więc i do tak nierymowalnego zwrotu jak „ścieżka rowerowa” jakiś dobry rymowany żart niech wymyśli. A Wójt Gminy Inowłódz nie będzie miał już wówczas wyjścia i będzie musiał przyznać artyście honorowe obywatelstwo.
I jeszcze jedno. Chyba nigdzie indziej scena nie ma tak niesamowitego tła jak w Inowłodzu. Mury zamku świetnie się komponują ze sceną muzyczną.